Mama z HR
  • Strona główna
  • MACIERZYŃSTWO
  • PRACA I ROZWÓJ
  • ODSKOCZNIA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • O MNIE
  • Sklep
Mama z HR

pomagam Mamom odnaleźć się na rynku pracy

  • Strona główna
  • MACIERZYŃSTWO
  • PRACA I ROZWÓJ
  • ODSKOCZNIA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • O MNIE
  • Sklep
0
Category:

Praca i rozwój

Praca i rozwój

Szukanie pracy – gdzie warto szukać pomocy?

by asia 5 października 2020

Szukanie pracy, nawet kiedy mieliśmy jeszcze słynny “rynek pracownika”, było nie lada wyzwaniem. Teraz, w czasach pandemii, bywa jeszcze trudniej, bo zwyczajnie mniej pracodawców publikuje ogłoszenia i zatrudnia nowe osoby. Nic dziwnego, że osoby, które dawno nie wychodziły aktywnie na rynek pracy – bo miały przerwę macierzyńską/wychowawczą albo wiele lat spędziły w poprzednim miejscu pracy – boją się to zrobić. Dlatego uważam, że warto szukać pomocy.

Trzeba jednak to robić rozważnie. Co to dokładnie oznacza? Z czego warto skorzystać, a co odpuścić? Kogo słuchać, gdy z różnych stron słyszy się czasami sprzeczne głosy?

Kreatory CV – hit czy kit?

Szukanie nowej pracy zazwyczaj zaczyna się od napisania swojego CV. To też nie jest łatwe zadanie, jeśli ostatni raz robiłaś to dobrych kilka lat temu. Ludzie często zadają mi pytanie czy w takiej sytuacji warto skorzystać z kreatora CV. Narzędzi dostępnych w Internecie jest sporo, duża część szablonów jest darmowa i ładna graficznie. Co może budzić zatem nasze wątpliwości? Na co zwrócić uwagę, jeśli już się zdecydujesz na kreator?

Przede wszystkim, wybierz szablon, który pasuje do Twojego profilu i doświadczenia. Mam tutaj na myśli zarówno kolorystykę czy czytelną czcionkę, które będą wspierać budowanie wizerunku profesjonalistki, jak i treść, czyli podział na sekcje. Nie do każdego stanowiska będą pasowały takie elementy jak opis profilu zawodowego, certyfikaty czy znajomość języków obcych (kiedy np. znasz tylko jeden lub żadnego, nie ma sensu tworzyć oddzielnej sekcji). Zwróć też uwagę, że nie każdą sekcję w takim darmowym kreatorze da się pominąć. Niektóre szablony będą wymagały dodania swojego zdjęcia, a przecież Ty możesz nie chcieć umieszczać go w życiorysie. Pamiętaj, Twoje CV – jego treść i układ – ma pasować do Ciebie, a nie odwrotnie.

Druga sprawa to format dokumentu, jaki otrzymujesz po wpisaniu wszystkich informacji. Najlepiej byłoby otrzymać .pdf – tego rodzaju dokument jest najbezpieczniejszy, ponieważ chroni Twoje CV przed edycją oraz “rozjechaniem się” treści. Spotkałam się wiele razy z tym, że dokument, który zapisałam np. w formacie .doc i wysłałam do kogoś, na innym komputerze się rozjechał, czyli treść się poprzesuwała w dziwne strony i nie wyglądał już tak starannie, jak powinien.

Inna jeszcze kwestia to bezpieczeństwo Twoich danych. Pamiętaj, że w CV umieszczasz bardzo wiele prywatnych informacji – od danych kontaktowych, przez doświadczenia i edukację, często po zdobyte certyfikaty. To jeden z powodów, dla których nie jestem wielką fanką takich narzędzi. Nie mam dużego zaufania do portali, które je zbierają i mam sporo obaw, czy nie są one gdzieś przechowywane. Dlatego sama z kreatorów nie korzystałam i nie zachęcam do tego szczególnie, choć rozumiem, że kiedy goni nas czas (a interesująca nas oferta za chwilę zniknie z portalu ogłoszeniowego), to potrzebujemy rozwiązań na szybko. I to jest w porządku, warto tylko wiedzieć, czy nasze dane nie zostaną gdzieś potem wykorzystane.

Co zamiast kreatora?

Czy da się zrobić ładne, profesjonalne CV samemu? Oczywiście, że tak! Czy to jest czaso- i pracochłonne? Niestety tutaj odpowiedź także jest twierdząca. Ale jak już opanujesz podstawy, potem edycja czy dodanie kolejnej sekcji nie będzie stanowiło już takiego problemu. Z czego można skorzystać?

Coraz więcej osób używa aplikacji lub portalu Canva. Faktycznie to narzędzie pozwala na zastosowanie pięknych layoutów. Darmowych wzorów, czcionek i kolorów są naprawdę nieprzebrane ilości. Dokumenty przygotowane w Canvie wyglądają bardzo profesjonalnie.

źródło: screen z aplikacji Canva

Jest niestety jeden duży minus korzystania z nich. Kilka już razy zdarzyło mi się otrzymać CV zapisane w formacie .pdf, które u mnie nie otwierało się poprawnie. Np. część dokumentu się nie wczytywała i nie widziałam zupełnie danych kontaktowych kandydata albo części opisu doświadczenia. Rekruterzy, zwłaszcza ci korzystający z systemów ATS, mogą napotykać podobny problem. W takiej sytuacji tracisz szansę otrzymania zaproszenia na spotkanie, a tym samym zdobycie nowej pracy. Nic nie szkodzi jednak na przeszkodzie, by szablony Canva posłużyły Ci za inspirację do stworzenia własnego.

Inna opcja, chyba najłatwiej dostępna, to po prostu MS Word. W nowej wersji także dostępne są różnego rodzaju darmowe szablony do wykorzystania.

źródło: screen z aplikacji Word

Jeśli jednak żaden z nich nie przypadnie Ci do gustu, możesz stworzyć własny, używając funkcji tabeli. To rozwiązanie najbardziej pracochłonne, ale jednocześnie dające Ci największą dowolność w dobieraniu kolorystyki, czcionki czy układu treści.

Do czego absolutnie Cię nie zachęcam? Do tworzenia swojego CV w notatniku (.txt) lub darmowych programach do edycji tekstu. Zapisanie dokumentu w formatach .odt czy .rtf, może powodować problemy z poprawnym wyświetleniem treści na komputerze rekrutera.

To może doradca kariery?

Z reguły, kiedy sami się na czymś nie znamy, warto korzystać z pomocy ekspertów w danej dziedzinie. Myślę, że z poszukiwaniem pracy jest podobnie, choć trudniej znaleźć dobrego specjalistę z potwierdzonymi kompetencjami. Bo Internet jest pełen ofert różnego rodzaju doradców zawodowych czy doradców kariery, ale wybranie odpowiedniej osoby nie jest takie łatwe. Na co powinnaś zwrócić uwagę?

Dla mnie najważniejszym kryterium jest zawsze posiadane doświadczenie. Nie zaufałabym osobie, która sama nigdy nie pracowała na stanowisku rekruterskim, bo to oznacza, że jej wiedza jest tylko teoretyczna. To tak, jakby pójść do do dentysty, który nie skończył studiów i nie praktykował, ale naoglądał się filmików na YouTube i przeczytał kilka książek. Przykład może drastyczny, ale wiedzy rekruterskiej nie da się zdobyć podczas jednego czy nawet kilku szkoleń. Dopiero pracując dla konkretnej firmy/agencji buduje się najbardziej wartościowa część wiedzy, bo pochodząca z realnego doświadczenia. Mierząc się z oczekiwaniami menedżerów i klientów, przeglądając tysiące CV i rozmawiając z setkami kandydatów, poznaje się ten świat rekrutacji.

Druga kwestia to wartości i podejście tej osoby do samego procesu rekrutacji. Warto pracować z osobami, które są szczere i autentyczne, a także nie boją się pokazywać drugiej strony medalu, czyli perspektywy pracodawcy. Niestety spotkałam się z doradcami, którzy obiecują złote góry (“wszystko jest w zasięgu Twojej ręki, możesz zdobyć każdą pracę”) albo stawiają się tylko po stronie kandydata, psiocząc na pracodawców. Moim zdaniem takie podejście nie jest właściwe. Rolą takiego doradcy powinno być otworzenie przed Tobą świata pracodawców – pokazanie, co się dla nich liczy, jak interpretują pewne działania, na czym im zależy i jak podejmują decyzje. Nie chodzi przecież o to, by sobie ponarzekać na pracodawców, ale o to, by pomóc Ci zrozumieć ich sposób działania. Wtedy będziesz mogła dopasować do tego swoją strategię szukania pracy, żeby zwiększyć szanse na odniesienie sukcesu.

Trzeci aspekt, który pomaga podjąć decyzję (choć dla wielu osób będzie on dużo wyżej na liście kryteriów) to opinie innych osób. Czy ten doradca już komuś pomógł? Czy trafiłam do tej osoby z polecenia znajomych? To mi się często sprawdza w przypadku lekarzy. Zawsze robię rozeznanie wśród znajomych, do kogo warto się udać z danym problemem. Dzięki temu trafiłam kilka razy do specjalisty, który nie miał może długiej listy wspaniałych opinii na znanylekarz.pl, ale za to okazał się ekspertem w swojej dziedzinie.

Ostatnia kwestia, najmniej merytoryczna, ale jednak nadal dla mnie istotna to zaufanie. Zawsze kiedy mam do czynienia z jakimś nowym specjalistą lubię dać sobie chwilę na zastanowienie, czy ta osoba wzbudza we mnie zaufanie. Czy to, co mówi i w jaki sposób mówi mnie przekonuje? Jest zbieżne z moimi wartościami? Czy mówi konkretnie i daje jasne odpowiedzi, a może leje przysłowiową wodę? Wodolejstwa nie cierpię zarówno u specjalistów, jak i kandydatów. Myślę, że każdy z nas ma taki wbudowany, wewnętrzny radar, który pomaga nam wyłapywać osoby godne zaufania. Warto go słuchać i nie kontynuować współpracy z kimś, kto Cię nie przekonuje.

Warto szukać wartościowej pomocy

Są takie chwile, kiedy czuję gigantyczną wdzięczność za to, że żyję właśnie w takich czasach, jakie mamy teraz. No może poza aspektem pandemii. 😉 W czasach, w których Internet jest pełen gigantycznych ilości darmowej wiedzy (jak choćby u mnie na blogu), jest mnóstwo specjalistów, do których można się udać po pomoc i niezliczone ilości sposobów, które można wypróbować w rozwiązywaniu naszych problemów.

Pamiętaj o tym, kiedy pomyślisz sobie, że nie dasz rady albo że szukanie pracy jest beznadziejnie trudne. Pamiętaj, że nie musisz tego dźwigać sama, możesz skorzystać z pomocy! Mam nadzieję, że po lekturze tego tekstu będzie Ci już łatwiej wybrać jej wartościowe źródło.

Wiedz też, że i ode mnie możesz uzyskać takie wsparcie – zarówno w przygotowaniu CV, jak i w innych aspektach poruszania się po rynku pracy. Więcej o tym przeczytasz TUTAJ. Jeśli ja i moje wartości do Ciebie przemawiają, zapraszam do kontaktu 🙂

Powodzenia!

5 października 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwójRozmowa kwalifikacyjna

Od czego zależy Twój sukces w rekrutacji?

by asia 23 września 2020

Nie wiem, ile razy słyszałam teksty typu “chyba jestem beznadziejna, bo żadna firma nie odpowiedziała na moje CV” albo “musiałam wypaść koszmarnie podczas tamtej rozmowy kwalifikacyjnej, skoro nie zaoferowali mi pracy”. To dwa częste, ale nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością, poglądy, dlaczego nie zdobyliśmy danej pracy. Jako że mocno podkopują one naszą pewność siebie oraz poczucie własnej wartości, postanowiłam się z nimi dzisiaj rozprawić. Mam nadzieję, że raz na zawsze! Bo im dłużej zajmuję się rekrutacją, tym wyraźniej widzę, jak niewielka jest świadomość tego procesu wśród kandydatów i kandydatek. Jak na tym zdjęciu powyżej – wszyscy widzą jakiś zarys, ale szczegóły rozmywają się we mgle. Dlatego myślę, że wielką wartością będzie moje rozprawianie się z takimi mitami.

Jeśli jesteś na etapie poszukiwania pracy i martwisz się, że “nikt Cię nie chce”, ten tekst jest dla Ciebie. Dowiesz się od czego zależy sukces w procesie rekrutacji i dlaczego nie wszystko jest w Twoich rękach.

Pseudo doradcom powiedz nie!

Tak jak nie cierpię mówców motywacyjnych, którzy reklamują się jako coache (ciągle się zbieram, żeby o tym napisać), tak wysypki dostaję na samą myśl o doradcach kariery, którzy nigdy sami nie zajmowali się rekrutacją. Niestety takie osoby często budują w swoich klientach fałszywe poczucie, że mają 100% kontroli i wpływu na to, co się dzieje w trakcie rekrutacji. Prawda jest inna, ale jak można byłoby sprzedawać swoje usługi doradcze, mówiąc, że mogę pomóc “tylko” zwiększyć Twoje szanse, ale nie mogę zagwarantować sukcesu? Jeśli ktoś podczas konsultacji kariery powie Ci, że zna jedyną, najlepszą drogę do zdobycia przez Ciebie wymarzonej pracy, uciekaj, gdzie pieprz rośnie.

Moim zdaniem, trzeba wreszcie rozprawić się z mitem, że wszystko jest w Twoich rękach. Z jednej strony możesz odebrać to jako coś optymistycznego – bo w końcu brak odpowiedzi od pracodawców nie będzie świadczył źle o Tobie i Twoim CV. Ciemna strona jest jednak taka, że tym samym musisz się pogodzić z faktem, że bez odrobiny szczęścia, Twój wysiłek może nie przynieść efektów. To też sprawia, że proces szukania pracy trwa zwykle dłużej, niż mogłabyś to sobie zakładać na początku.

To, co zrobisz ma znaczenie

Oczywiście Twoje CV i to, co powiesz podczas rekrutacji mają ogromne znaczenie, nie zrozum mnie źle. Dobrze napisany życiorys zwiększa szanse otrzymania zaproszenia na rozmowę. Twoje zachowanie, odpowiedzi na pytania oraz Twoje własne pytania zadawane podczas spotkania rekrutacyjnego są bardzo istotne. I to jest super wiadomość, bo na te czynniki masz wpływ.

To, w jakim stopniu dopracujesz i dopasujesz swój życiorys do oferty pracy, na którą chcesz aplikować, przełoży się później na ocenę Twojej kandydatury przez rekrutera. W tym momencie zapada pierwsza ważna decyzja – przesłać CV menedżerowi czy nie? I uwierz mi, były sytuacje, kiedy treść życiorysu bardzo pasowała do poszukiwanego przez nas profilu, ale sposób jej prezentacji (chaos, niechronologiczne zapisy, błędy ortograficzne, itp.) powodował, że nie przekazywałam takiego CV dalej. Ale kiedy nawet czasami zdecydowałam się je przekazać, menedżer nie chciał takiego kandydata poznać osobiście. Dlaczego, skoro twarde kompetencje się zgadzały? No właśnie, ale musisz pamiętać, że nie tylko one decydują.

Jeśli CV, które powinno być Twoją najbardziej na świecie dopieszczoną wizytówką, jest napisane niedbale, to jak będą wyglądały przygotowywane przez Ciebie materiały, dokumenty firmowe, maile? Skoro nie dbasz o swój wizerunek w oczach potencjalnych pracodawców, to czy będziesz dbała o wizerunek naszej firmy w oczach jej klientów? To wszystką są wątpliwości, jakie mogą pojawić się w głowie rekrutera. Dlatego to, co napiszesz w CV ma znaczenie.

Podobnie jak to, co powiesz podczas rozmowy kwalifikacyjnej – jak zaprezentujesz swoje kompetencje, jak będziesz opowiadać o swoich doświadczeniach, jaką relację zbudujesz z osobami rekrutującymi. Dlatego przygotowanie się do takiego spotkania jest na wagę złota. Konsultacja z kimś, kto rekrutował na podobne stanowisko albo pracował w tej firmie/tym zespole i może podpowiedzieć, jakich pytań się spodziewać, będą bezcenne. To chyba oczywiste. Ale nawet świetne przygotowanie nie da Ci gwarancji sukcesu.

Na co nie masz wpływu

Jakie zatem czynniki, będące poza Twoim zasięgiem, wpływają na to, czy otrzymasz zaproszenie na spotkanie? A potem ofertę pracy? Czego nie jesteś w stanie przewidzieć, o co zadbać?

Po pierwsze, wiele zależy od tego, jaką masz konkurencję. Mam tutaj na myśli innych kandydatów, którzy odpowiedzieli na to samo ogłoszenie. Jeśli ich CV są lepiej dopasowane, mają wyższe / bardziej adekwatne kwalifikacje, mogą zostać zaproszeni na spotkanie zamiast Ciebie. Pamiętaj, że rekruterzy i menedżerowie mogą spotkać się z ograniczoną liczbą osób, zwykle jest to 8-10 osób na jedno stanowisko. Od Twojej konkurencji zależy też częściowo, czy to właśnie Ty dostaniesz finalną ofertę pracy. Dlatego tak ważne jest, aby dobrze przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej i zrobić na niej możliwie najlepsze wrażenie.

Druga kwestia, na którą nie masz żadnego wpływu, to budżet pracodawcy. Każda firma zakłada określony poziom wynagrodzenia, jaki gotowa jest zapłacić za pracę w danej roli. Dlatego, jeśli Twoje oczekiwania finansowe znacznie przekraczają tę planowaną kwotę, możesz nie doczekać się nawet zaproszenia na rozmowę kwalifikacyjną. Czy to oznacza, że musisz zaniżyć swoje oczekiwania? Albo skłamać na ich temat w formularzu aplikacyjnym? Na pewno odradzam kłamstwo.

Po pierwsze zrób rozeznanie, jak wyglądają wynagrodzenia w tej branży, na podobnych stanowiskach. Jeśli Twoje oczekiwania nie mieszczą się w widełkach, powinnaś rozważyć ich obniżenie lub zmianę profilu stanowiska na taki, gdzie można otrzymać wyższą pensję. Możesz także poszukać innych firm – może większych, międzynarodowych, które będą miały prawdopodobnie większy budżet.

Jeśli jednak podczas tego rozeznania okazało się, że Twoje oczekiwania nie są wcale wygórowane, musisz po prostu kontynuować szukanie i nie poddawać się. Absolutnie nie rekomenduję drastycznego obniżania oczekiwań “byle dostać jakąś pracę”. Jeżeli zastanawiasz się dlaczego to jest zła strategia, to mam dla Ciebie inne pytanie. Jak długo będziesz gotowa pracować za stawkę poniżej Twoich potrzeb? Ile wytrzymasz, zanim frustracja zje Cię od środka? To normalne, że chcemy być godziwie wynagradzani za swoją pracę i posiadane kompetencje. To normalne też, że każdy z nas ma jakieś zobowiązania i rachunki do opłacenia, które znacząco determinują to, ile potrzebujemy zarabiać. Na dłuższą metę, taka praca nie będzie Ci dawała satysfakcji, nie ma co się oszukiwać.

Uwierz w siebie!

Wiem, że w procesie poszukiwania czy prób zmiany pracy bardzo łatwo się zniechęcić. Bardzo łatwo też dopatrywać się w sobie przyczyn, dlaczego nie dostajemy tylu ofert i tak atrakcyjnych, jak byśmy chciały. Zwłaszcza, jeśli dzieje się to po przerwie macierzyńskiej/wychowawczej, która na jakiś czas wyłączyła nas z aktywności zawodowej. Taka przerwa, przytłoczenie domowymi obowiązkami i porównywanie się z innymi mogą sprawić, że nasze poczucie własnej wartości będzie jeszcze niższe, a co za tym idzie, nasza pewność siebie podczas rekrutacji spadnie niemalże do zera.

Dlatego postanowiłam Ci pokazać, że wynik procesu rekrutacji i ilość otrzymanych zaproszeń na spotkania czy ofert pracy, nie są w 100% zależne od Ciebie, od Twoich kwalifikacji czy umiejętności. Chcę, żebyś zdała sobie sprawę z tego, że rekruter, który nie odpowie na Twoje CV nie mówi Ci w ten sposób, że się do niczego nie nadajesz. To nie jest rekruterska złośliwość, a powody braku zaproszenia nie muszą wcale leżeć po Twojej stronie.

Mam wielką nadzieję, że rozwiałam trochę tej mgły. Że teraz będzie Ci łatwiej uwierzyć w siebie i nie poddawać się w procesie szukania nowej pracy. Ja wiem, że to często trwa dłużej niż chcieliby wszyscy zainteresowani, ale warto powalczyć to taką pracę, w której będziesz się czuła spełniona. Prawda? A zatem, do dzieła! 🙂

fot. Unsplash

23 września 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Powrót do pracy – jak rozmawiać o tym z szefem?

by asia 16 września 2020

Wiem, że temat powrotu do pracy budzi wiele emocji i w zależności od Twojej sytuacji, może być bardziej lub mniej wyczekiwanym momentem. Bez względu na to, czy wracasz z własnej woli i na skrzydłach będziesz biegła do biura, czy może jednak zmuszają Cię do tego okoliczności, możesz się do tego przygotować i oswoić przynajmniej część swoich obaw.

Jak to zrobić? Dzisiaj opowiem o tym, jakie tematy poruszyć podczas rozmowy z szefem, aby przygotować sobie grunt przed powrotem.

Kontakt z przełożonym

Niezależnie od tego, czy po powrocie Twoim szefem będzie ta sama osoba, co przed ciążą, najważniejszym pierwszym krokiem powinno być nawiązanie z nią kontaktu. W czasach przedpandemicznych byłoby to o tyle łatwiejsze, że mogłabyś zwyczajnie podjechać do biura, żeby się spotkać i/lub poznać z szefem. Dzisiaj każda firma wprowadza swoje zalecenia, a niektóre przedsiębiorstwa przeszły całkowicie na pracę zdalną. Jeśli także Twój pracodawca wprowadził taki system pracy, warto odezwać się do współpracowników i poprosić o namiary na przełożonego.

Kiedy nawiązać ten kontakt? Myślę, że najlepiej zrobić to na około 2-3 miesiące przed planowanym zakończeniem urlopu macierzyńskiego/wychowawczego. Czemu tak wcześnie? Z dwóch powodów. Po pierwsze, taki czas pozwoli Twojemu szefowi na przeorganizowanie pracy w zespole i przygotowanie się na Twój powrót. Pamiętaj, że jeśli ktoś został zatrudniony jako Twoje zastępstwo i firma będzie musiała rozwiązać z nim/nią umowę, dzięki wcześniejszej informacji taka osoba będzie miała też trochę czasu na znalezienie nowego zatrudnienia. Jeśli ten ktoś się sprawdził, może uda się dla niego znaleźć inne miejsce w firmie – ale na to także potrzebny jest czas. Druga sprawa – jeżeli okaże się, że z jakichś względów nie ma dla Ciebie miejsca na powrót, to te 2-3 miesiące pozwolą Ci poszukać innych rozwiązań. O możliwych opcjach pisałam TUTAJ.

Rekomendowałabym, żebyś podczas tego kontaktu nie przechodziła od razu do szczegółów, dotyczących powrotu. Jeśli to możliwe, spróbuj umówić się spotkanie twarzą w twarz z szefem. Taka rozmowa jest zawsze korzystniejsza, bardziej komfortowa, a jeśli szefem jest nowa osoba, pozwoli Ci to zbudować z nią relację.

Kwestie formalne do poruszenia

Podstawową rzeczą, którą musisz omówić z przełożonym jest data Twojego powrotu. Pamiętaj, że wcześniej powinnaś wykorzystać zaległy urlop. Ile dokładnie dni urlopowych zostało Ci z poprzednich lat możesz sprawdzić w Dziale Kadr swojej firmy. Zastanów się także czy chcesz od razu wrócić na cały etat – prawo pracy umożliwia Ci powrót w niepełnym wymiarze godzinowym. Twój szef będzie chciał też na pewno wiedzieć, czy zamierzasz korzystać z dodatkowych przerw na karmienie – jeśli tak, powinnaś złożyć wcześniej stosowne oświadczenie. Dodatkowo dochodzi kwestia godzin pracy – czy są stałe, a może ruchome (np. możesz zacząć pracę między 7 a 9)? Jak one wpiszą się w logistykę Twojego życia rodzinnego?

W ramach formalności, dopytałabym na Twoim miejscu także o to, jak obecnie zorganizowana jest praca w firmie. Czy będziesz pracować z biura, a może zdalnie? Czy masz wybór? Czy pracodawca zapewnia narzędzia, takie jak laptop czy telefon, a może byłyby one po Twojej stronie? Ta sprawa może być o tyle istotna, że jeśli np. zamierzasz zatrudnić nianię do opieki nad dzieckiem, to musisz pomyśleć, jak zorganizujesz sobie w domu przestrzeń do pracy. Albo jeśli masz starsze dzieci i będą one częściowo uczyć się zdalnie, a wy macie w domu jeden komputer, może być ciężko to wszystko pogodzić.

Wdrożenie w nowe realia

Bez względu na to, jak długa była Twoja przerwa macierzyńska/wychowawcza, w firmie mogło się w tym czasie sporo wydarzyć. Z dużym prawdopodobieństwem miejsce, do którego wrócisz nie będzie tym samym, które opuszczałaś. Dlatego kolejną sprawą, którą warto poruszyć podczas spotkania z szefem, są właśnie zmiany, jakie zaszły pod Twoją nieobecność. Jak teraz wygląda struktura organizacji? Czy ludzie, z którymi wcześniej współpracowałaś nadal są w firmie? Czy procesy, za które byłaś odpowiedzialna wyglądają nadal tak samo? Czy pojawiły się jakieś nowe narzędzia? Jak te zmiany wpływają na funkcjonowanie Twojego zespołu i na Twój zakres obowiązków?

No właśnie, zakres obowiązków na Twoim stanowisku jest kolejną bardzo istotną kwestią do omówienia. Zapytaj koniecznie o to, czym będziesz się zajmować po powrocie i na ile pokrywa się to z zadaniami, jakie realizowałaś przed ciążą. Jeśli szef chętnie wchodzi w ten temat, dopytałabym także jakie nowe projekty czy cele do realizacji czekają na Ciebie w pierwszych miesiącach po powrocie. Jeżeli dużo się zmieniło albo masz objąć inne niż do tej pory stanowisko, warto dopytać czy przełożony przewiduje dla Ciebie jakieś szkolenia na początku. Dużą pomocą byłby ktoś z zespołu oddelegowany, by służyć Ci wsparciem podczas wdrażania się w nowe zadania.

Może być tak, że Twój szef jeszcze tego wszystkiego nie przemyślał i nie zaplanował. Nie przejmuj się, jeśli nie ma dla Ciebie precyzyjnych odpowiedzi. Dzięki temu, że do Twojego powrotu zostało jeszcze kilka miesięcy, to spotkanie może być dla niego bodźcem, by poważnie zająć się tymi kwestiami. Warto wtedy umówić się na kolejną rozmowę, np. za kilka tygodni, gdy będzie już miał dla Ciebie konkrety.

Badanie gruntu

Pamiętaj, że to spotkanie i rozmowa z szefem ma na celu nie tylko pozyskanie informacji, które pomogą Ci się przygotować do powrotu. Oczywiście to jest cel nadrzędny, bo im więcej dowiesz się na tym etapie, tym łatwiej będzie Ci poukładać sobie sprawy prywatne tak, aby móc łączyć pracę z życiem rodzinnym.

Druga równie ważna kwestia, to zbadanie gruntu – co Cię czeka po powrocie. Dzięki takiej rozmowie sprawdzisz, jakie oczekiwania względem Ciebie ma szef, jaka panuje atmosfera w firmie, czy będziesz miała trochę czasu na rozbieg, czy w ogóle powrót tam jest dobrym pomysłem. Te wszystkie informacje powinny pomóc Ci w oswojeniu części obaw związanych z powrotem i zmniejszeniu poziomu stresu, który na pewno dopadnie Cię przed (ponownym) pierwszym dniem.

A zatem, do dzieła! Weź kartkę lub otwórz aplikację do robienia notatek i zapisz sobie te pytania, które w Twoim przypadku będą najważniejsze. Jeśli jakiegoś ważnego wątku nie poruszyłam – koniecznie daj znać w komentarzu, to może być cenna podpowiedź dla innych Czytelniczek 🙂

16 września 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwójRozmowa kwalifikacyjna

Jak rozmawiać o pieniądzach podczas rekrutacji?

by asia 9 września 2020

Nie wiem, jak u Ciebie, ale w moim domu pieniądze były jednym z tematów, o których się nie rozmawiało. Bardzo długo żyłam w przekonaniu, że tak to już jest i przeżyłam niezły szok, kiedy musiałam podać swoje oczekiwania finansowe na pierwszej w życiu poważnej rozmowie kwalifikacyjnej. Czułam coś pomiędzy zawstydzeniem i zażenowaniem, kompletnie nie potrafiłam podejść do tego na chłodno.

Sporo czasu zajęło mi wypracowanie zdrowego (moim zdaniem) podejścia do pieniędzy i nauczenie się, że to temat, jak każdy inny. Jeśli Ty też czujesz się niezręcznie na samą myśl o nieuniknionym pytaniu rekruterów o oczekiwane wynagrodzenie, ten tekst jest dla Ciebie. Dowiesz się, jak można inaczej spojrzeć na tę kwestię oraz jak się przygotować do takiej rozmowy.

Inne spojrzenie na rekrutację

Wspomniana pierwsza rozmowa kwalifikacyjna dotyczyła stażu w jednym z nieistniejących już banków. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak bardzo byłam podekscytowana, ale i niepewna swoich kompetencji. O rekrutacjach wiedziałam wtedy tyle, ile nauczyłam się podczas praktyk studenckich, a więc niezbyt wiele w porównaniu do tego, ile wiem dziś. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że padnie pytanie o oczekiwania finansowe i tego bałam się najbardziej. Straszliwie chciałam się dostać na ten staż, więc stres, że odrzucą mnie, gdy powiem zbyt wysoką kwotę, był ogromny. Dlatego podałam stawkę bardzo, bardzo niską – z tego, co pamiętam niewiele wyższą niż ówczesna najniższa krajowa. Sama kwota to nic, gorszy był chyba mój przepraszający ton głosu, kiedy ją podawałam.

Dlaczego dziś o tym myślę? Bo pamiętam swoje zawstydzenie, pamiętam jak bardzo martwiłam się czy ktokolwiek mnie “zechce” zatrudnić. W swoich oczach byłam po prostu dziewczyną z małego miasta, która nie miała doświadczenia ani zielonego pojęcia o szkoleniach czy bankowości.Z perspektywy rekrutera byłam zapewne dobrą kandydatką – magister psychologii z wyróżnieniem, po różnorodnych praktykach studenckich, zaangażowana, pogodna i pracowita. Ja jednak zupełnie nie umiałam wyjść poza swoje buty.

Wiedząc to wszystko, co dzisiaj wiem, chcę Ci powiedzieć, że nie musisz się wstydzić. Rozmowa kwalifikacyjna to pewnego rodzaju rozmowa handlowa, a umowa o pracę to coś jakby kontrakt na sprzedaż usług. Ty masz do zaoferowania pewne kompetencje i kwalifikacje, będziesz odpowiedzialna za realizację określonych zadań. Firma potrzebuje Twojej pracy i chce za nią zapłacić. Jeśli dogadacie się co do ceny (wynagrodzenia), umowa dojdzie do skutku. Jak każdy kontrakt. Czy kiedy rozmawiasz z hydraulikiem czy mechanikiem o szacowanym koszcie naprawy myślisz, że oni wstydzą się swoich stawek? Przepraszają, że chcą tyle a tyle za wykonaną usługę czy godzinę pracy? Ja jeszcze takiego fachowca nie spotkałam.

To, co Ci dziś proponuję to spojrzenie na pracodawców, jak na klientów, którzy chcą kupić Twoje usługi. To pomoże Ci odrzeć ich z otoczki wielkich i wszechwładnych, którzy mogą “dać Ci tę pracę” lub nie. Kiedy wydaje nam się, że ten ktoś po drugiej stronie stołu jest od nas lepszy, mądrzejszy czy ma nad nami władzę, trudno jest podejść do kwestii wynagrodzenia z dystansem. Włączają się nasze kompleksy, niepewności, a co za tym idzie dużo emocji. A przecież, jak ciągle powtarzam, rozmowa handlowa to rozmowa partnerska – Ty masz coś, czego oni potrzebują. Musicie tylko ustalić, czy budżet, którym dysponują jest zbieżny z Twoimi oczekiwaniami.

Jak zmienić podejście?

Nie łudzę się, że mój tekst w jeden dzień odmieni Twoje podejście do tematu. Wiem, że ten wizerunek pracodawcy jako kogoś ważniejszego od Ciebie i zawstydzenie, jakie wywołują rozmowy o pieniądzach są w nas głęboko zakorzenione. Ale to nie znaczy, że nic nie można z tym zrobić.

Po pierwsze warto spojrzeć na to pragmatycznie. Czy pracujesz tylko dla przyjemności? Czy jednak w ten sposób uzyskujesz środki finansowe niezbędne do utrzymania siebie i rodziny? Jeśli to drugie – nic dziwnego, że musisz zarabiać określoną kwotę. Każdy dorosły człowiek ma jakieś zobowiązania, rachunki do opłacenia, bliskich do utrzymania, marzenia do spełnienia.

Druga sprawa, to pracodawcy (a zwłaszcza rekruterzy!) są bardzo świadomi tego, że oczekiwania finansowe mogą się kształtować na różnym poziomie. Każdy, kto kiedyś rekrutował wie, że znalezienie dobrze dopasowanego kandydata, którego oczekiwania zmieszczą się w budżecie, jest wyzwaniem. Jak świat światem, firmy wolą płacić mniej niż więcej za wykonywaną pracę. Ty przecież też wolisz zapłacić mniej niż więcej za naprawę auta czy cieknącego kranu, prawda? No chyba, że naprawa jest skomplikowana, a fachowiec najlepszy w mieście i daje super gwarancję. Podobnie jest w firmach – pracodawca w swoim budżecie zakłada ile będzie w stanie zapłacić za poszczególne usługi, w zależności od tego, jak dana usługa jest dla niego ważna.

Trzecia sprawa, w większości przypadków to, jaką kwotę podasz podczas rozmowy nie będzie dyskwalifikujące, jeśli jesteś dobrze dopasowaną kandydatką. (Inna kwestia, że zaznaczenie w formularzu aplikacyjnym oczekiwań znacznie wyższych niż przewidziane w budżecie stanowiska może odebrać Ci szansę uzyskania zaproszenia na spotkanie. Pisałam o tym tutaj.) Jeśli podczas rozmowy kandydat poda kwotę niższą niż w budżecie, to nic się nie dzieje. Jeśli wyższą, ja zwykle mówię, że takie wynagrodzenie przekracza nasz budżet i będzie nieosiągalne. Polityka wynagrodzeń większości firm zabrania ujawniania widełek na danym stanowisku, więc pytam tylko czy kandydat jest skłonny do obniżenia swoich oczekiwań, a jeśli tak to do jakiej kwoty.

Jak mówić o pieniądzach na spotkaniu?

Na koniec powiem Ci, na co zwrócić uwagę podczas spotkania. Przede wszystkim nie owijaj w bawełnę i jeśli rekruter pyta o Twoje oczekiwania, podaj konkretną kwotę lub przedział. Jeżeli zdecydujesz się na przedział – niech on nie będzie zbyt szeroki, myślę, że 500-1000 zł maksymalnie. Niezależnie od wybranej opcji, niech podawane przez Ciebie kwoty (także ta dolna granica z widełek) będą takie, za które naprawdę zdecydowałabyś się podjąć tę pracę. Wiele razy spotkałam się z tym, że kiedy wracałam do kandydata z propozycją zatrudnienia na oczekiwanych warunkach (lub z wynagrodzeniem z dolnej granicy widełek), a kandydat mówił, że liczył na wyższą ofertę. Aby uniknąć takich niezręcznych rozmów i ryzyka otrzymania niezadowalającej propozycji, zadbaj o to, by podawane przez Ciebie kwoty były zgodne z Twoimi prawdziwymi oczekiwaniami.

Nie musisz się przy tym krygować, robić kilkuminutowego wstępu, w którym podsumujesz swoje dokonania zawodowe lub używać przepraszającego tonu głosu. Mów spokojnie, konkretnie i staraj się być pewna siebie. Skoro uważasz, że powinnaś zarabiać określoną kwotę, musisz przekonać też do tego swoich rozmówców. Nie sposób tego zrobić przepraszającym tonem głosu.

Wskazówka na koniec

Chcę Ci powiedzieć dziś jeszcze jedną rzecz. Zanim zgodzisz się na negocjacje z pracodawcą, zadaj sobie pytanie czy na pewno chcesz wykonywać tę konkretną pracę za podane wynagrodzenie. Czy będziesz z niego nadal zadowolona po kilku miesiącach? Pamiętaj, że nie chodzi o to, by zahaczyć się gdzieś na chwilę – to spore koszty dla pracodawcy (wdrożenie Cię w zdania, szkolenie, itd.), ale także dla Ciebie – dalsze szukanie pracy, chodzenie na rozmowy, już pracując to trudne logistycznie i obciążające emocjonalnie zajęcie. Może lepiej poczekać i poszukać chwilę dłużej? Oczywiście decyzja należy do Ciebie.

Na koniec dodam jeszcze nieśmiertelne – nie zrażaj się! Naprawdę nie możesz się poddać po pierwszej próbie. Wiem, że rozmawianie o pieniądzach nie stanie się łatwe, lekkie i przyjemne z dnia na dzień, bo jak wszystko wymaga praktyki 🙂
Powodzenia!

fot. Unsplash

9 września 2020 0 comment
2 FacebookTwitterPinterestEmail
MacierzyństwoPraca i rozwój

Mama niemile widziana – o trudnych powrotach do pracy

by asia 2 września 2020

Powrót do pracy po macierzyńskim czy wychowawczym to ważny moment. Z jednej strony towarzyszy mu ekscytacja, bo to trochę jak powrót do dawnej siebie, sprzed pojawienia się dziecka. Z drugiej, spore wyzwanie organizacyjne i emocjonalne. Nie oszukujmy się, rozłąka z maluchem, adaptacja w żłobku czy przedszkolu, a do tego mnóstwo obaw “czy ja sobie w ogóle poradzę?!” to trudne doświadczenia.

Niestety te nasze obawy nie biorą się znikąd. Dużo słyszę historii od kobiet, które wróciły i… niemalże od razu poczuły się gorszymi albo niemile widzianymi pracownikami. Piszecie mi, że czasem czujecie się tak jeszcze przed powrotem. Dlaczego tak się dzieje? Czy naprawdę bycie mamą czyni nas gorszymi pracownikami? Czy można nas tak traktować? Jak sobie z tym poradzić? Na te pytania postaram się dziś odpowiedzieć.

Ty nie wiesz, co tu się działo, jak Cię nie było!

Nieobecność spowodowana ciążą i przerwą macierzyńską (bo przecież wszystkie wiemy, że z urlopem nie ma to nic wspólnego!) trwa zazwyczaj trochę ponad rok, czasem dłużej. Te z nas, dla których ciąża jest faktycznie stanem błogosławionym pracują dłużej. Jeśli pojawiają się komplikacje, idziemy na zwolnienie. Znikając z pracy przyjmujemy różne strategie. Część z nas chce odpocząć od tematów zawodowych i się od nich odcina. Inna część, chce być aktywna i na bieżąco śledzi to, co dzieje się w biurze. Ja sama miałam różne etapy – mniej i bardziej zaangażowane, w zależności od tego, jak się czułam. Nie ma tutaj dobrych i złych wyborów, każda z nas decyduje się na to, co dla niej najlepsze.

Rok to dużo czasu. W naszym życiu wiele się zmienia, my same też przechodzimy niezłą metamorfozę. Ale ludzie z pracy i sam biznes także nie stoją w miejscu. Era koronawirusa w ogóle wywróciła wszystko do góry nogami. Dlatego na pewno miejsce, do którego będziesz wracać (lub już wróciłaś) nie będzie tym samym, które opuszczałaś przed pojawieniem się dziecka. To normalne – każda wracająca mama boryka się na początku z poczuciem, że strasznie dużo ją ominęło.

Dlatego daj sobie czas, by się rozeznać w nowej sytuacji i poznać ludzi, którzy pojawili się w firmie. Nie oczekuj, że wszystko będzie po staremu w ciągu kilku dni. Pamiętasz, ile trwało zanim zaadaptowałaś się w tym miejscu zaraz po zatrudnieniu? I Ty, i ludzie, z którymi pracowałaś potrzebowali czasu, by Cię poznać, zobaczyć jak się z Tobą pracuje. Teraz jest podobnie, tylko trochę łatwiej, bo poza nowymi twarzami jest sporo tych znanych i (mam nadzieję) lubianych.

Wiem, wiem – łatwo powiedzieć. Kiedy ciągle słyszysz to przeklęte “aaaa, bo Ty nie wiesz” albo “aaaa, bo Ciebie wtedy nie było”, trudno się nie przejmować. Co możesz wtedy zrobić? Zignorować je, obracać w żart, że Twoich współpracowników też sporo ominęło z Twojego życia, a możesz zrobić coś zupełnie innego. Możesz okazywać zainteresowanie, mówić o tym, że chętnie poznasz historie wydarzeń, przy których Cię nie było. Moim zdaniem ta ostatnia strategia przyniesie Ci najwięcej korzyści i pomoże szybciej się odnaleźć. Zwłaszcza, jeśli masz w zespole kogoś zaprzyjaźnionego, kto Cię wprowadzi w te tematy.

Nie martw się, z tygodnia na tydzień takich tekstów i sytuacji będzie coraz mniej. Będą za to pojawiać się nowe wydarzenia, ważne dla firmy i Twojego zespołu, które dadzą Ci szansę znowu poczuć się ich częścią. Tylko daj sobie ten czas.

Nie ma dla Ciebie miejsca

Wiele z Was pisało mi o tym, że już dziś wiecie, że nie będzie dla Was miejsca, by wrócić. Bo zatrudnili kogoś innego, bo zmieniła się struktura w firmie, bo jest nowy szef, itp., itd.. Wiem, że takie informacje jeszcze na długo przed końcem przerwy macierzyńskiej bardzo podcinają skrzydła.

Z jednej strony, pracodawca ma obowiązek przyjąć pracownicę wracającą po macierzyńskim na to samo stanowisko, na jakim pracowała przed przerwą, a jeśli nie jest to możliwe, zapewnić jej równorzędne stanowisko pracy, zgodne z posiadanymi przez nią kompetencjami. Tyle w teorii, bo jak wiemy, w praktyce wygląda to różnie. Jeśli pracujesz w małej firmie, gdzie ilość stanowisk jest mocno ograniczona, to pracodawca zwyczajnie może nie mieć takiej możliwości. Plus pandemia mocno nadwerężyła kondycję wielu firm, przez co często słyszymy o redukcjach zatrudnienia. Z takimi sytuacjami i argumentami ciężko dyskutować.

Gorzej, kiedy powodem tego braku miejsca na Twój powrót jest po prostu niewłaściwe podejście pracodawcy czy szefa, który “woli zostawić dziewczynę, która przyszła na zastępstwo, bo ona nie ma dzieci i nie będzie chodzić na zwolnienia”. Albo zatrudnił kogoś ze swoich znajomych. Nie muszę chyba komentować, że takie sytuacje absolutnie nie powinny się wydarzać?

Choć wiem, że trudno szukać pozytywów takiego obrotu sprawy, to wydaje mi się, że nie jest to najgorsza opcja. Wiedząc na kilka miesięcy przed zakończeniem przerwy macierzyńskiej, że nie będziesz miała dokąd wracać, możesz odpowiednio wcześnie zabrać się za poszukiwanie nowego zatrudnienia. Możesz też podjąć decyzję o przedłużeniu przerwy np. o kolejny rok i wystąpić z wnioskiem o urlop wychowawczy.

Jeśli obawiasz się zwolnienia, a na ten moment nie widzisz możliwości znalezienia nowej pracy, możesz złożyć wniosek o powrót do pracy w niepełnym wymiarze czasu (np. 1/2, 7/8 czy nawet 0,99 etatu). Takie rozwiązanie chroni kobietę przed zwolnieniem z pracy. O zmianę można zawnioskować na okres maksymalnie 12 miesięcy, a w tym czasie pracownica podlega ochronie, czyli nie można wypowiedzieć jej umowy. Wyjątek stanowi upadłość lub likwidacja przedsiębiorstwa, a także zwolnienie bez wypowiedzenia z winy pracownika (np. zwolnienie dyscyplinarne).

Żeby nic się nie zmieniło

Ważną kwestią są też nierealne oczekiwania pracodawcy i współpracowników, by nic się nie zmieniło po Twoim powrocie. Jasne jest, że wracając do pracy, chcemy się w nią angażować i wykonywać ją najlepiej, jak potrafimy. Ale też nie możemy udawać, że wszystko jest dokładnie tak samo jak przedtem.

Kiedyś łatwiej było brać na siebie dodatkowe zadania czy nadgodziny, bo żaden mały człowiek nie czekał na Ciebie z utęsknieniem, aż go odbierzesz ze żłobka czy przedszkola. Co więcej, kiedyś takie placówki opiekuńcze były dużo bardziej elastyczne. Teraz, ze względu na obostrzenia sanitarne, niektóre z nich pracują krócej lub mają restrykcyjne założenia, w jakich godzinach należy przyprowadzić maluszka. A nawet jeśli Twoje dziecko zostaje w domu z nianią czy babcią, naturalne jest, że chcesz do niego wrócić i móc spędzić jeszcze chwilę razem, zanim pójdzie spać.

Nie bez powodu prawo pracy przyznaje dodatkowe uprawnienia rodzicom małych dzieci. Jeśli posiadasz potomka w wieku poniżej 4 lat, pracodawca nie może bez Twojej zgody zlecić Ci pracy w godzinach nadliczbowych czy w porze nocnej. Nie masz także obowiązku zgadzać się na wyjazdy służbowe poza miejsce zamieszkania. Dodatkowo możesz korzystać także ze słynnego “zwolnienia na dziecko”, czyli 60 dni w ciągu roku, kiedy w przypadku choroby dziecka możesz zająć się opieką nad nim i otrzymać zasiłek z ZUS.

Nie zachęcam Cię jednak do nadużywania tych zwolnień czy ostrego stawiania granic. Raczej do tego, aby rozmawiać ze swoimi przełożonymi – szczerze i po ludzku. Znając obie perspektywy – zarówno pracodawcy, jak i tę macierzyńską, wiem, że nie ma sytuacji bez wyjścia i zawsze jest szansa znaleźć jakieś rozwiązanie. Choć oczywiście wymaga to chęci po obu stronach. Warto jednak próbować postawić się w butach przełożonych i szukać kompromisu.

Wskazówki na koniec

Zdaję sobie sprawę, że możesz doświadczać jeszcze wielu innych sytuacji, w których poczujesz, że Twój powrót nie jest mile widziany. Pamiętaj jednak, że nie jesteś skazana na to miejsce i powrót do niego. Zawsze są inne możliwości, choć często na pierwszy rzut oka może ich nie widać.

Dlatego na koniec mam dla Ciebie trzy podpowiedzi:

1. Daj sobie (i innym ludziom z pracy) czas!
2. Rozmawiaj szczerze o swoich planach i potrzebach (np. kiedy dokładnie chcesz wrócić, na jakich zasadach).
3. Jeśli czujesz, że nie chcesz wracać do tego miejsca – zastanów się nad innymi opcjami. Rynek pracy naprawdę nie jest taki straszny jak mówią i znalezienie nowej pracy jest możliwe!

No i może jeszcze jedna… NIE ZAŁAMUJ SIĘ i nie poddawaj! Pewnie na początku będzie Ci ciężko, ale dasz sobie radę. Wierzę w to!

Jeżeli masz ochotę podzielić się swoim pozytywnym doświadczeniem z powrotu do pracy, serdecznie Cię do tego zapraszam. Może Twoja historia doda otuchy innym mamom. Daj mi znać, czy ten tekst był pomocny – to zawsze duża motywacja dla mnie, by dalej tworzyć 🙂

fot. Unsplash

2 września 2020 2 komentarze
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Zawód: rekruter, cz. 1: po co potrzebni są w firmach?

by asia 26 sierpnia 2020

Pamiętam, że te osiem lat temu, kiedy stawiałam pierwsze kroki w rekrutacji, mało kto wiedział, na czym polega moja praca. Zwłaszcza w mniejszych miastach (jak mój rodzinny Sandomierz), gdzie większość pracodawców stanowią jednak małe firmy i lokalni przedsiębiorcy. Niemal za każdym razem, gdy opowiadałam o swojej pracy, wzrok moich rozmówców wskazywał na totalny brak zrozumienia, co ja właściwie robię.

Często spotykałam się także z uproszczeniem na zasadzie “Aaaa, czyli jesteś kadrową?”, co delikatnie mówiąc zupełnie nie oddaje charakteru pracy w rekrutacji. Często dostaję też od Was pytania o rzeczy związane z tym zawodem, dlatego postanowiłam opowiedzieć trochę więcej o tym, kim jest rekruter (a kim kadrowa) i czym się właściwie zajmujemy.

Kiedy zaczęłam pisać ten tekst, okazało się, że mogę o tym opowiadać baaaaardzo długo… Dlatego dzisiaj część pierwsza, poświęcona ogólnym założeniom, na czym ta rola polega, dlaczego jest potrzebna i w jaki sposób wspiera biznesową część firmy. W kolejnej opowiem już o szczegółowych etapach procesu, jakie realizują rekruterzy.

Rekruter wszędzie potrzebny?

Nie ulega wątpliwościom, że zawód rekrutera narodził się z realnej potrzeby biznesowej. W małych firmach, takich które zatrudniają kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt osób, nie ma zwykle zapotrzebowania na oddzielnego pracownika, który zajmowałby się rekrutacją i selekcją kandydatów. Bardzo potrzebne są jednak osoby, które wezmą na siebie odpowiedzialność za przygotowywanie dokumentów potrzebnych do zatrudnienia, naliczanie urlopów i wynagrodzeń, trzymanie pieczy nad dokumentacją pracowniczą. Tym zajmowały się (i często nadal zajmują, tylko nazywają się już inaczej) słynne Panie Kadrowe. Rekrutacja w ich wydaniu ograniczała się zwykle do spotkania z wybranym już przez menedżera czy właściciela firmy kandydatem, którego trzeba było poinstruować, jakie musi dostarczyć dokumenty, by sformalizować zatrudnienie.

No właśnie – bo przecież w małych firmach to nie kto inny, tylko menedżerowie lub właściciele zajmują się ocenianiem aplikacji i spotkaniami z kandydatami. Do nich też należy decyzja o warunkach, na jakich zostanie złożona oferta. Ten model świetnie funkcjonuje, kiedy rekrutacji w skali roku jest tylko kilka, a ilość otrzymywanych CV nie przekracza setki. W takich warunkach menedżerowie czy właściciele są w stanie nieco przeorganizować swój kalendarz, tak aby znaleźć czas na dodatkowe działania, związane z poszukiwaniem pracownika.

Kiedy jednak rośnie skala rekrutacji – z kilku do kilkuset rocznie, a ilość otrzymywanych CV liczymy już w tysiącach, niezbędne okazuje się wykwalifikowane wsparcie. Poza tym, że ktoś te życiorysy musi przeczytać i przeselekcjonować, to dochodzi jeszcze kwestia zorganizowania i przeprowadzenia spotkań z wybranymi osobami, a także wsparcia w ocenie i porównywaniu kompetencji kandydatów. Bo przecież poza szukaniem nowej osoby do zespołu, menedżer ma długą listę swoich bieżących zadań do wykonywania. I tu wchodzimy my – Rekruterzy – cali na biało 😀

Jak działa współpraca z rekruterem?

Kiedy pojawia się zapotrzebowanie na nowego pracownika, czy to z powodu rozstania z kimś z zespołu, czy też ze względu na jego powiększanie się, taka informacja wpada do działu HR / działu rekrutacji. Procedury są różne w różnych firmach – niektóre korzystają ze specjalnie przygotowanych do tego systemów, w innych dzieje się to za pośrednictwem maila. Szef takiego działu przydziela rekrutera do danego procesu lub też rekruter odpowiedzialny za dany obszar dostaje automatyczne powiadomienie.

Z mojego doświadczenia najlepiej działa taki układ, kiedy rekruterzy opiekują się na stałe określonymi obszarami, a co za tym idzie, współpracują ze stałą grupą menedżerów. Co to daje? Im lepiej znam dany dział, jego zespół i zakres zadań, tym łatwiej mi określić kryteria wyboru kandydatów. Dzięki temu wyselekcjonowane przeze mnie CV są lepiej dopasowane do stanowiska i preferencji menedżera. Poza tym mogę też zaproponować dodatkowe metody weryfikacji kompetencji kandydatów – np. sesję Assessment Center, jakiś test czy próbkę pracy.

Następny krok, w którym rekruter wspiera menedżera, to określenie profilu poszukiwanego kandydata – jaki będzie jego dokładny zakres obowiązków oraz jakie wymagania powinien spełniać. Dopiero na postawie takiego profilu powstaje ogłoszenie. Razem z menedżerem decydujemy również, jakimi kanałami uruchomić poszukiwania. Tutaj bardzo przydaje się rekruterska znajomość rynku, bo nie zawsze publikacja ogłoszenia na pracuj.pl jest najlepszym sposobem prowadzenia rekrutacji. Są takie profile stanowisk (jak np. programiści), którzy bardzo rzadko korzystają z ogólnych portali do poszukiwania pracy. Dlatego czasami rekomendujemy skorzystanie z innych platform (np. skierowanych stricte do pracowników określonej branży) albo uruchomienie poszukiwań bezpośrednich za pomocą LinkedIn.

W tej początkowej fazie ustalamy też dokładnie, jakie będą etapy rekrutacji oraz kto będzie w nie zaangażowany. Czy poza menedżerem zatrudniającym, ktoś jeszcze będzie brał udział w spotkaniach? Ekspert techniczny, przełożony wyższego szczebla, a może cały zespół? Ile tych spotkań będzie? W jaki sposób będziemy weryfikować kompetencje kandydatów? Czy chcemy zastosować jakieś testy? Które z dostępnych na rynku narzędzi mogą faktycznie dostarczyć cennej dodatkowej wiedzy o kandydatach?

Doradztwo na wagę złota?

Dzięki temu, że rekruterzy realizują jednocześnie wiele procesów i pracują z różnymi menedżerami, mają dużą wiedzę, jakie metody się sprawdzają i w które warto inwestować. Naszą rolą jest więc podpowiadać rozwiązania, które będą najlepsze dla danego procesu i menedżera, zwiększając tym samym szansę na wybór właściwej osoby i oszczędzenie sporej ilości czasu (a czasem także pieniędzy). Zdarzało mi się na przykład, że kierownik czy dyrektor chciał przeprowadzić bardzo rozbudowany proces rekrutacji, nie do końca adekwatnie do poziomu stanowiska, na jakie szukaliśmy pracownika. Albo w drugą stronę – chciał podjąć decyzję o zatrudnieniu osoby na wysokie stanowisko tylko po jednym spotkaniu. W obu sytuacjach, podpierając się swoim doświadczeniem z sukcesem rekomendowałam zmianę podejścia.

Ważnym zadaniem po stronie rekruterów, poza samym prowadzeniem i organizowaniem procesu rekrutacji, jest także doradztwo już na etapie rozmów kwalifikacyjnych. Nie bez powodu mówi się, że co dwie głowy, to nie jedna. Dodatkowa para uszu i oczu podczas spotkania naprawdę czyni różnicę. Dzięki naszym obserwacjom, ale także umiejętnemu prowadzeniu rozmowy i zadawaniu pytań pogłębiających, jesteśmy w stanie bardzo wiele dowiedzieć się o kandydacie. Nie zliczę ile razy słyszałam od menedżerów podziękowania za to, że dopytywałam i drążyłam, kiedy np. kandydat udzielał lakonicznej odpowiedzi albo odpowiadał nie na temat.

Czasem jest też tak, że kandydat robi genialne pierwsze wrażenie. Albo wręcz przeciwnie – bardzo kiepskie. Zatrzymanie się na tym pierwszym wrażeniu jest jednym z podstawowych błędów oceny. Rekruter ze swoim doświadczeniem i wiedzą, że podlegamy takim mechanizmom, może się temu łatwiej oprzeć, by finalnie pomóc menedżerowi dostrzec fakty i rzeczywiście posiadane przez kandydata kompetencje. Za to też wiele razy dostawałam podziękowania, bo po zatrudnieniu okazywało się, np. że nieśmiała osoba szybko rozwijała skrzydła i stawała się ekspertem w swojej dziedzinie.

Oczywiście zawsze ostatnie słowo – zatrudniamy czy dziękujemy za udział w rekrutacji, należy do menedżera. Rekruter stanowi jedynie ciało doradcze, którego rolą jest pokazywać to, co nieoczywiste oraz czasami ostrzec, jakie ryzyka będzie niosło za sobą wybranie danej osoby (np. długi okres wdrożenia w zadania, niskie zaangażowanie w pracę czy szybka potrzeba zmiany stanowiska). Dlatego moim zdaniem dobry rekruter w firmie to prawdziwy skarb!

Nie taki diabeł straszny

Wiem, że rekruterzy (jak to ludzie) są różni i stosują różne sposoby oraz style prowadzenia rekrutacji oraz samych rozmów kwalifikacyjnych. Od bardzo życzliwych i pełnych szacunku, po takich, którzy wystawiają na próbę cierpliwość kandydata. Słyszałam różne historie o tych ostatnich, łącznie z przypuszczeniami, że ktoś nie został zatrudniony, bo nie spodobał się wizualnie pani rekruterce. W większości przypadków to naprawdę tak nie działa. Celem rekrutera jest znalezienie jak najlepiej dopasowanego kandydata, tylko i aż tyle. Zupełnie nie chodzi o to, by komuś uprzykrzyć życie.

Oczywiście, jak w każdym zawodzie, mogą się trafić osoby, które nie powinny się tym zajmować, bo nie mają odpowiednich predyspozycji, np. nie lubią rozmawiać z ludźmi lub mają niskie kompetencje interpersonalne czy inteligencję emocjonalną. Na swojej drodze na szczęście nie spotkałam wielu takich osób. W większości przypadków rekruter to po prostu człowiek, który chce dobrze wykonać swoją pracę. A jeśli potraktuje Cię niewłaściwie – reaguj! Masz do tego prawo. Ale nie zrażaj się do rekrutacji i rekruterów – jesteśmy naprawdę fajni! 🙂

fot. Unsplash

26 sierpnia 2020 0 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Formularze i systemy rekrutacyjne – po co one pracodawcom?

by asia 17 sierpnia 2020

Jeśli szukałaś kiedykolwiek pracy z wykorzystaniem portali typu pracuj.pl, na pewno spotkałaś się z koniecznością uzupełnienia dodatkowego formularza. Pewnie zauważyłaś też, że formularze te różnią się w zależności od firmy, a nawet stanowiska, na które aplikujesz.

Po co pracodawcom (i rekruterom) te formularze? Dlaczego nie wystarczy, jak wyślę CV? Czemu muszę to robić przez jakiś system, a nie mogę wysłać po prostu mailem?

Odpowiedzi na te i kilka innych pytań w dzisiejszym tekście.

Trochę historii

Pamiętam, jak na początku mojej pracy w HR, na stanowisku Młodszego Specjalisty ds. Rekrutacji, wszystkie CV przychodziły do nas mailowo. Większość firm tak wtedy pracowała. Mogę ten czas podsumować tak: straszny chaos i strata czasu. Ciężko się było w tym wszystkim odnaleźć, bo na dysku zapisywaliśmy całe wiadomości e-mail z numerami referencyjnymi ogłoszenia. Przeglądanie takich CV trwało wieczność. Nie wspomnę też o tym, jak ciężko było zarządzać przetwarzaniem danych osobowych kandydatów. RODO by nas wtedy chyba wykończyło!

Miałyśmy w zespole jedną weterankę, która zaczynała pracę w rekrutacji w latach 90-tych. Niesamowite, a nawet niewyobrażalne były dla mnie jej historie o tym, jak CV przychodziły pocztą wraz z “podaniami o pracę”. O tym, jak kandydaci podawali w życiorysach stacjonarne numery telefonu albo numer do obecnej firmy. Historie, jak żony odbierały telefony i przekazywały mężom zaproszenia na spotkanie. Normalnie jakby to było ze sto lat temu! Otrzymywanie CV pocztą elektroniczną wydawało się przy tym szczytem nowoczesności.

Kiedy zaczęłam pracować z systemem ATS, poczułam jakby moja praca wkroczyła w XXI wiek! Jakbym przesiadła się z Fiata 126p na wypasione BMW! Serio, to nie są przesadzone zachwyty 🙂 Automatyzacja, porządek, ułatwienie w kontaktach z kandydatami, gigantyczna oszczędność czasu. Jakie dokładnie korzyści dają systemy ATS (Applicant Tracking System, system śledzenia kandydata)?

Wszystko w jednym miejscu

Długo mogłabym się rozwodzić nad tym, dlaczego kocham pracę z ATS, bo plusów jest naprawdę bardzo dużo. Wyobraź sobie, że siadasz do biurka, włączasz jedną aplikację w swoim komputerze i masz pod ręką praktycznie wszystko nad czym pracowałaś do tej pory! Podstawowe funkcje systemów ATS umożliwiają zarządzanie procesem rekrutacji w jednym miejscu – tam wpadają wszystkie CV, od razu przyporządkowane do właściwych ogłoszeń. Cudowny jest taki porządek. Łatwo można przeglądać i oceniać aplikacje, dodawać swoje notatki, a co jest genialne – oprócz rekruterów, mogą to robić także menedżerowie, dla których rekrutujemy. Nie trzeba więc wysyłać aplikacji mailem, bo wszystko dzieje się w systemie.

To także zabezpiecza dane kandydatów – niepowołane osoby nie mają do nich dostępu i widoczne są wszystkie podjęte przez nas działania (oceny, wysłane do kandydatów wiadomości, itd.). Gdy kandydat zgodnie z prawem, jakie daje mu RODO, chce wycofać swoją zgodę na przetwarzanie danych osobowych, wystarczy usunąć go z systemu. Nie muszę się wtedy martwić, że menedżer będzie przechowywał jego CV na swoim dysku.

Zbawienie rekruterów

No dobrze, system systemem, ale po co te dodatkowe formularze? Przecież wszystkie moje dane są w CV – po co mnie pytają, ile mam lat doświadczenia? Mogą to sprawdzić, otwierając dokument!

No właśnie, mało kto wie, że pierwsza selekcja odbywa się jeszcze bez otwierania CV kandydatów. Jak to możliwe? Dzięki formularzom aplikacyjnym. Dlatego tak ważne są informacje, które w nich przekazujesz. Często to one decydują o tym, czy rekruter w ogóle zajrzy do życiorysu. Zazwyczaj są tam pytania o ilość doświadczenia na podobnym stanowisku, znajomość języków obcych, oczekiwane wynagrodzenie czy termin, w jakim mogłabyś rozpocząć pracę. Funkcją takiego formularza jest ułatwienie rekruterom pierwszej selekcji. Mogą oni przefiltrować otrzymane CV pod kątem udzielonych odpowiedzi i otrzymać na przykład listę osób, których oczekiwania finansowe mieszczą się w zakładanym budżecie lub znają język obcy na wymaganym dla danego stanowiska poziomie.

Słyszałam parę razy opinie kandydatów, że to nie w porządku, że rekruterzy używają takiego narzędzia. Że powinni czytać każde CV i na tej podstawie oceniać, czy zaprosić daną osobę na spotkanie. Ja uważam inaczej – z mojej perspektywy formularze i systemy ATS to zbawienie rekruterów i gigantyczna oszczędność czasu, także dla kandydatów.

Oczami rekrutera

Wyobraź sobie, że jeden rekruter prowadzi czasami kilkanaście albo i kilkadziesiąt procesów rekrutacyjnych. Na każde ogłoszenie odpowiada zwykle kilkaset osób (czasami więcej, jeśli firma ma dobrą renomę i stanowisko nie dotyczy wąskiej specjalizacji). Dla uproszczenia przyjmijmy, że procesów jest 15, a CV na każdy przyszło 500. To nam daje 7.500 życiorysów do przeczytania. Przy założeniu, że na każdy poświęcę TYLKO 2 minuty (a czasem zajmuje to sporo więcej), będę potrzebowała 250 godzin, by zapoznać się ze wszystkimi. A w miesiącu pracujemy tylko 168h…

Opowiem o tym w innym tekście, ale praca rekrutera to nie tylko czytanie CV. To umawianie spotkań rekrutacyjnych, ich prowadzenie, rozmowy z menedżerami, przygotowywanie wniosków i ofert. Gdybyśmy zajmowali się tylko czytaniem CV, procesy rekrutacyjne trwałyby wieczność (a przecież już i tak trwają za długo!).

Oczywiście w idealnym świecie, w idealnych firmach procesów powinno być tyle, żeby dało się czytać wszystkie CV. I najlepiej od razu, jak tylko wpadnie nam do systemu, żeby rekrutacje szły sprawniej. Tak, jasne. Jak już nasz świat stanie się idealny, będę o tym pamiętać! Na razie musimy sobie radzić inaczej 🙂

Dlatego tak ważnym usprawnieniem są formularze i selekcja aplikacji z ich wykorzystaniem. Bo jeśli okazuje się, że z tych 500 aplikacji tylko 100 kandydatów mieści się w budżecie stanowiska, na które szukamy, a spośród nich tylko 30 zna język angielski lub posiada inne niezbędne kwalifikacje… To wyobraź sobie, ile czasu zajęłoby rekruterowi dokopanie się do tych informacji, gdyby musiał przeczytać wszystkie aplikacje.

Wskazówki dla Ciebie

Po co o tym piszę? W pierwszej kolejności po to, by pokazać Ci świat rekrutacji z drugiej strony. Pokazać, że to nie jest złośliwość rekruterska, że korzystamy z systemów i nie dzwonimy do każdego kandydata, który wysyła swoją aplikację. To po prostu nasza rzeczywistość, w której najczęściej jest za dużo pracy, a za mało czasu na jej wykonanie. Dlatego potrzebujemy takich narzędzi, by ją sobie ułatwiać.

Druga sprawa to pokazanie, że nie zawsze samo CV decyduje o tym, czy firma zaprosi Cię na spotkanie. Często słyszę te obawy – moje CV jest chyba beznadziejne, skoro do mnie nie dzwonią. To nie do końca tak. Najczęściej decydują inne czynniki, jak na przykład twarde kompetencje (języki, znajomość systemów, narzędzi), dostępność do podjęcia nowej pracy (czasami pracodawcy potrzebują kogoś “od zaraz”) albo oczekiwania finansowe, mieszczące się w budżecie.

W tym miejscu chcę Ci też powiedzieć, żebyś zawsze w takich formularzach podawała prawdziwe informacje. Nie pisz, że znasz jakieś narzędzia, tylko po to, by dostać zaproszenie na spotkanie (a niestety kandydaci często tak robią). Jeśli firma szuka pracownika, który dobrze zna np. SAP, to nie zatrudni osoby, która widziała ten system kilka razy. Nawet jeśli zrobisz na nich dobre wrażenie podczas spotkania. Podobnie jest z oczekiwaniami finansowymi – nie zaniżaj ich. To także częsta praktyka, ale równie nieskuteczna. Budżet nie jest z gumy (niestety), a Ty przecież na dłuższą metę nie dasz rady pracować za wynagrodzenie niższe niż to, które pozwoli Ci normalnie funkcjonować.

Jeśli chcesz znaleźć pracę, do której będziesz dobrze dopasowana i z której będziesz czerpać satysfakcję, nie zaczynaj od kłamstwa. To nie jest dobry początek znajomości z pracodawcą i rekruterem. Uzbrój się w cierpliwość i aplikuj tam, gdzie spełniasz większość wymagań. Właściwe miejsce na pewno na Ciebie czeka!

Słodki psiak na fot. pochodzi z Unsplash

17 sierpnia 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Szukanie pracy po wieloletniej przerwie – czy to się może udać?

by asia 11 sierpnia 2020

Dawno, dawno temu, kiedy nasze babcie wychowywały nasze mamy, bez wątpienia życie było prostsze. Mniej możliwości niosło za sobą mniej dylematów, decyzji do podjęcia. Większość kobiet skupiała się na prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci, a nie tak jak dziś, kiedy wkładamy dużo wysiłku w to, by łączyć różne role. To jedno z najtrudniejszych wyzwań – być mamą i pracować zawodowo, bo to zwyczajnie praca na dwóch etatach.

Często musimy poświęcić jedną rolę dla drugiej. Z różnych powodów decydujemy w danym momencie skupić się bardziej na rodzinie, wciskając pauzę w aktywności zawodowej. Nikogo to już nie dziwi, tak zbudowany jest ten świat, że to w większości na mamach spoczywa odpowiedzialność za dzieci. Po jakimś czasie przychodzi zwykle taki moment, kiedy rozglądamy się dookoła i widzimy, że pojawiła się w naszym życiu nowa przestrzeń, którą można byłoby zagospodarować.

A może by tak wrócić do pracy?

W zależności od sytuacji i od rodziny, taka myśl pojawia się w różnym czasie. Może to być osiągnięcie przez dziecko / dzieci odpowiedniego wieku, aby pójść do przedszkola czy szkoły, może to być przejście na emeryturę babci, która chce zająć się opieką nad maluchem albo coś jeszcze zupełnie innego.

Wiem, że z jednej strony czujecie ekscytację, radość, że otwiera się jakiś nowy rozdział. Z drugiej jednak w głowie kołaczą się setki obaw i wątpliwości, czy to na pewno dobry pomysł. Czy ktoś w ogóle zatrudni taką mamę po kilku/kilkunastu latach przerwy w aktywności zawodowej? Czy mając 30-40 lat można zacząć od początku budować swoją karierę? Tyle się mówi, że pracodawcy chcą kandydatów z doświadczeniem – czy istnieją takie zawody, do których nie trzeba mieć doświadczenia na starcie? Często piszecie do mnie właśnie z takimi dylematami.

Zawsze mnie cieszą takie wiadomości, bo chcę być ambasadorką mam pracujących. Być może dlatego, że widzę ogrom korzyści, jakie daje mamom praca zawodowa albo z powodu mojej własnej miłości do pracy, a być może dlatego, że sama nie jestem stworzona do bycia całoetatową mamą. Niezależnie od tego, co leży u podstaw chcę Ci pokazać, że jest wiele możliwości, które znajdziesz w zasięgu swoich rąk.

Jakiej pracy szukasz?

W zależności od tego, jakie masz doświadczenie sprzed przerwy macierzyńskiej, różne drogi i różne opcje będą dla Ciebie dostępne. Zawsze na początku warto zadać sobie pytanie: jakiej pracy szukasz? Określenie celu podróży pozwoli wybrać odpowiednią ścieżkę. Zachęcam Cię do wykonania ćwiczenia coachingowego, które może być w tym bardzo pomocne (tutaj). Dobrze jest także przyjrzeć się swoim zasobom i posiadanym kompetencjom – drugie ćwiczenie znajdziesz tutaj.

Kiedy już wiesz, czego szukasz i co posiadasz, możemy rozważyć różne opcje.

Opcja 1 – powrót do przeszłości

Przyjrzyj się swoim dotychczasowym doświadczeniom zawodowym. Jeśli pracowałaś chociaż przez rok i obszar tej pracy jest dla Ciebie nadal interesujący, może warto poszukać czegoś w tej branży / w tym kierunku. Nie martw się, że masz małe doświadczenie – ważne, że posiadasz już jakąś bazę, fundament, na którym możesz dalej budować. W innym zawodzie i tak będziesz zaczynać od początku, a wracając nie startujesz od zera. Poza tym masz już wtedy wyobrażenie, jak taka praca może wyglądać i czy będzie Ci ona odpowiadała.

Jeśli pracowałaś wiele lat i doszłaś do wyższego stanowiska – eksperckiego czy kierowniczego, konieczne może się okazać zrobienie małego kroku wstecz. Kilka lat przerwy mogło sprawić, że wypadłaś z obiegu, więc powrót na nieco niższe stanowisko (albo do mniejszej firmy / mniejszego zespołu) będzie bezpieczniejszą opcją i pozwoli Ci znowu rozwinąć skrzydła. Dzięki temu przypomnisz sobie tajniki danego zawodu i odświeżysz niezbędne umiejętności.

Jeżeli skończyłaś szkołę / studia, ale nie pracowałaś w zawodzie, zastanów się czy nadal chcesz się zajmować tym, co planowałaś przed powiększeniem rodziny. Macierzyństwo wywraca nasz świat do góry nogami, a wraz z nim często także nasze wyobrażenia o pracy zawodowej. Jeśli chcesz kontynuować, nic nie stoi na przeszkodzie! Warto jednak przypomnieć sobie podstawowe zagadnienia ze studiów, tak aby móc konkurować wiedzą z osobami, które zaraz po ich skończeniu będą aplikować na takie same stanowiska, jak Ty.

Opcja 2 – nowe życie, nowa praca

Często zdarza się, że z różnych powodów nie chcemy lub nie możemy wracać do tego, co było. Wtedy bardzo przydaje się świadomość, w jakiej pracy widzimy swoją dalszą przyszłość.

Może to być coś pokrewnego z wcześniejszymi doświadczeniami, np. pracowałaś w firmie transportowej/spedycyjnej, a teraz wolisz przejść do logistyki w korporacji i zajmować się kontaktem z takimi firmami, jak poprzedni pracodawca albo przejść ze sprzedaży do obsługi klienta, itp. Może chcesz totalnej odmiany i szukasz czegoś, co pozwoli Ci się łatwo wdrożyć. Takich opcji jest wiele. Dziś opowiem o kilku najsensowniejszych, choć to oczywiście moje subiektywne spojrzenie.

Z moich obserwacji wynika, że zawsze potrzebni są pracownicy w obsłudze klienta. Jest to o tyle fajny obszar, że nie potrzebujesz wielkiego doświadczenia i możliwości są bardzo różnorodne. Możesz pracować w sklepie z odzieżą, artykułami spożywczymi czy elektroniką – w zależności od tego, co Cię bardziej interesuje. Możesz też obsługiwać klientów przez telefon, mail lub chat. W obsłudze telefonicznej zapotrzebowanie na pracowników jest tak duże, że ważniejsze od doświadczenia są motywacja i podejście do klienta.

Ciekawą opcją jest też praca tymczasowa. Można zarejestrować się w agencji pracy tymczasowej, która kontaktuje swoich klientów (firmy, poszukujące pracowników tymczasowych) z kandydatami, których ma w swojej bazie. Przykładowe oferty to praca biurowa, obsługa recepcji, wykładanie towaru w marketach, praca na kasie lub w magazynie.

Jest również wiele możliwości związanych z pracą w gastronomii, choć teraz, ze względu na pandemię, ofert może być znacznie mniej, a i stabilność zatrudnienia stoi pod znakiem zapytania. Dużo dobrego słyszałam o tym, jak wygląda zatrudnienie w sieci McDonald’s, choć sama nigdy tam nie pracowałam. Jest to jednak chyba jedno z niewielu miejsc, gdzie od razu możesz dostać umowę o pracę i masz jasno rozpisaną ścieżkę kariery.

Zdaję sobie sprawę, że czasami powrót do pracy w pełnym wymiarze godzinowym jest nieosiągalny. Wielokrotnie słyszałam pytanie, czy są jeszcze jakieś firmy, które zatrudniają na pół etatu. Z tym może być ciężko, ale ostatnio coraz popularniejsza stała się praca zdalna i być może to właśnie opcja dla Ciebie. Sama możesz wtedy decydować, w jakich godzinach realizujesz powierzone Ci zadania. Dla przykładu sporo słyszę od jakiegoś czasu o Wirtualnych Asystentach, którzy realizują różne prace zlecone. Od prowadzenia profili w mediach społecznościowych, przygotowywania mailingów czy redagowania tekstów na blogu, po spisywanie transkrypcji z webinarów czy obsługę mailową lub telefoniczną klientów. Wszystko zależy od potrzeb zleceniodawcy.

Opcja 3 – własny biznes

Jeśli żadna z powyższych opcji nie wchodzi w grę, może właściwym dla Ciebie wyborem będzie otworzenie własnego biznesu. Jest bardzo wiele mam, które w trakcie macierzyńskiego rozwinęły swoją przedsiębiorczość i np. zaczęły sprzedawać szyte przez siebie ubrania lub wykonane akcesoria. Inne poszły w usługi – otworzyły swoje gabinety logopedyczne czy psychologiczne albo zajęły się coachingiem.

W temacie otwierania własnego biznesu nie jestem ekspertką, ale na pewno w pierwszej kolejności musiałabyś zastanowić się, co masz do zaoferowania – co dokładnie chcesz sprzedawać. W tym miejscu jeszcze raz zachęcam do zrobienia ćwiczenia o zasobach (klik). Drugi krok to rozmowa z kimś, kto już przeszedł taką drogę do otwierania własnej działalności – warto dowiedzieć się z doświadczenia, jak się za to zabrać i jakich błędów unikać. Fajną opcją jest też skorzystanie z możliwości prowadzenia Nierejestrowej Działalności Gospodarczej, w ramach której nie musisz otwierać firmy, by sprawdzić czy Twój pomysł na biznes znajdzie odbiorców. Zachęcam, żeby poczytać o tym więcej, jeśli to interesujący dla Ciebie temat.

Wiele otwartych drzwi

Mam nadzieję, że rzuciłam Ci trochę światła na to, jakie są możliwości i jak wiele drzwi stoi przed Tobą otworem. Oczywiście nie ma uniwersalnych rozwiązań, które byłyby dobre dla każdego, dlatego najważniejsze jest, abyś Ty wiedziała dokładnie, czego pragniesz. Bo znając swój cel, łatwiej odnaleźć do niego właściwą drogę.

Niezależnie od tego, którą zdecydujesz się pójść – nie poddawaj się! Jeśli tylko chcesz wrócić do aktywności zawodowej, na pewno znajdziesz dla siebie taką możliwość. Nie zawsze udaje się to zrobić szybko, ale przecież macierzyństwo nauczyło nas cierpliwości i wytrwałości, prawda? Opcji jest wiele, ale tylko Ty będziesz wiedziała, która jest najlepsza dla Ciebie.

Na koniec wielka prośba z mojej strony. Jeśli ten tekst był pomocny, daj mi znać w komentarzu, żebym wiedziała, że jesteś i czytasz to, co dla Ciebie przygotowuję. Takie sygnały zawsze dodają wiatru w moje żagle 🙂

11 sierpnia 2020 4 komentarze
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Czy mama jest gorszym kandydatem?

by asia 5 sierpnia 2020

Wiem, że nadal zdarza się, że kobiety (zwłaszcza mamy), doświadczają dyskryminacji podczas procesu rekrutacji do nowej firmy. Często pytacie mnie czy to prawda, że dla rekrutera mamy nie są już atrakcyjnymi kandydatkami, czy pracodawcy mogą zadawać pytania o rodzinę i dzieci.

Dlatego postanowiłam opowiedzieć Ci dzisiaj o tym, jaka jest druga strona medalu – perspektywa pracodawcy i rekrutera oraz co możesz zrobić, jeśli czujesz się dyskryminowana w procesie rekrutacji ze względu na to, że jesteś mamą.

Selekcja okiem rekruterki

Kiedy dostaję kilkadziesiąt czy kilkaset CV w odpowiedzi na zmieszczone ogłoszenie i robię pierwszą selekcję, płeć kandydata nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Weryfikuję przede wszystkim to, na ile kandydat/ka jest dopasowany/a do naszych oczekiwań i wymagań opisanych w ofercie pracy. Choć zdarzają się wciąż osoby, które w swoich życiorysach wpisują informację o posiadanym potomstwie, nie stanowi to dla mnie kryterium selekcji aplikacji. Nie oceniam także wieku kandydatek pod kątem ryzyka zajścia w ciążę czy posiadania dzieci. Zawsze na pierwszym miejscu stoją posiadane kompetencje i doświadczenie zawodowe, bo to one, a nie płeć czy plany rodzinne, decydują o tym, czy kandydat/ka poradzi sobie na nowym stanowisku.

Tak jest zazwyczaj w większych firmach, gdzie funkcjonują działy HR takie jak mój. Rekruterzy skupiają się na ocenie kwalifikacji kandydata, a prowadząc zwykle kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt procesów rekrutacji w jednym czasie, nie ma przestrzeni na to, by analizować każdą aplikację pod kątem “ryzyka macierzyństwa”. Dodatkowo warto pokreślić, że HRowcy z podstawową nawet wiedzą z zakresu prawa pracy, mają dużą świadomość, że choćby mieli na to czas, nie mogą dyskryminować kandydatek ze względu na to, że posiadają rodzinę.

Niestety wśród właścicieli i osób zarządzających małymi przedsiębiorstwami ta świadomość jest często dużo mniejsza. Nie mogę generalizować, bo na pewno jest wiele firm, które traktują swoich kandydatów z szacunkiem i nie dyskryminują. Fakty są jednak takie, że 90% historii o dyskryminacji, które słyszę od kobiet, dotyczy rozmów bezpośrednio z kierownikami czy właścicielami w mniejszych firmach, które nie mają działów zajmujących się rekrutacją.

Wśród mam szukających nowej pracy po macierzyńskim czy wychowawczym, często pojawia się obawa, że nikt nie zaprosi ich na spotkanie. Bo przecież od razu każdy pracodawca ma w głowie wizję notorycznych zwolnień lekarskich na dziecko. Nie jest to prawda. Przynajmniej w mojej pracy. Jeśli Twoje kompetencje i wcześniejsze doświadczenia opisane w CV ukazują Cię jako dobrze dopasowaną kandydatkę, przerwa związana z rolą mamy w wielu przypadkach nie będzie decydującym czynnikiem.

Bądźmy jednak szczere – kilka lat przerwy w aktywności zawodowej może budzić obawy rekrutera i pracodawcy, zwłaszcza w zawodach, gdzie praktyka ma ogromne znaczenie (np. w pracy z nowymi technologiami czy przepisami prawa, które zmieniają się szybko). Jak po takim czasie odnajdziesz się w pracy? Na ile Twoje kwalifikacje są nadal aktualne? Ile czasu będziesz potrzebowała na odświeżenie znajomości systemów, języka, innych narzędzi? Czy konieczne będzie odnowienie jakichś uprawnień? To wszystko są naturalne wątpliwości pracodawców i nie wynikają ze złośliwości czy chęci dyskryminacji mam. Zatrudnienie nowego pracownika zawsze wiąże się z pewnym kosztem, inwestycją ze strony firmy. Nic dziwnego, że pracodawcy oceniają, jakie są szanse, że zakończy się ona sukcesem dla obu stron.

Trudne pytania podczas spotkania

Śmiało mogę powiedzieć, że podczas 90% moich rozmów z kandydatkami nie pojawia się w ogóle temat rodziny i dzieci. A kiedy już się pojawia, to absolutnie nie z mojej inicjatywy. W czasie rozmowy kwalifikacyjnej nie pytam o rodzinę ani plany jej powiększania. Po pierwsze dlatego, że tego rodzaju pytania są zakazane podczas rekrutacji, ale nie tylko. Nawet gdybym mogła je zadawać, szkoda byłoby mi na nie czasu, bo jest tyle innych – ważniejszych (!) – tematów do poruszenia podczas spotkania, a czas mamy ograniczony.

Nie pytam także o to, jak kandydatka zamierza sobie zorganizować opiekę nad dzieckiem po powrocie do pracy, czy będzie chodzić na zwolnienia itd. Wiem z wiadomości, które dostaję od mam, że takie pytania pojawiają się bardzo często. Pytacie mnie, co na to odpowiadać, co można z tym zrobić? Przecież to jawna dyskryminacja! Fakt, nie słyszałam jeszcze, żeby jakiś ojciec odpowiadał na podobne pytania.

Jedną z opcji jest wystąpienie na drogę prawną przeciwko pracodawcy i złożenie pozwu do sądu pracy o dyskryminację w czasie rekrutacji. W ten sposób możesz domagać się od niedoszłego pracodawcy odszkodowania w kwocie nie niższej niż minimalne wynagrodzenie za pracę (art. 183d § 1 k.p.). Więcej o prawnych aspektach tego tematu przeczytasz tutaj. To oczywiście bardzo radykalna i trudna ścieżka, wymagająca sporych nakładów czasu, zebrania materiału dowodowego przeciwko niedoszłemu pracodawcy i środków na opłacenie prawnika. Ale to nie jest jedyna możliwość.

Chcę mocno podkreślić, wcale nie musisz odpowiadać na takie pytania przedstawicieli firmy. Uważam jednak, że trzeba reagować. Pisałam o tym we wskazówkach dla mam przed rozmową kwalifikacyjną (klik). Pracodawcy muszą zrozumieć, że te kwestie nie są czynnikiem decydującym o wyborze kandydata i że to posiadane kompetencje oraz doświadczenie powinny stanowić kryterium wyboru. Czasy się zmieniły i rekrutacja to nie jest już akt władzy przedsiębiorcy (pana i władcy!) nad szarym człowiekiem, któremu może dać pracę lub nie. To powinna być partnerska rozmowa osób, które mają sobie wzajemnie coś do zaoferowania. Jeśli padają niewłaściwe pytania lub jeżeli ktoś traktuje Cię bez szacunku, nie zgadzaj się na to. Ale jak to zrobić i nie spalić za sobą mostu?

Kill them with kindness

Jest takie piękne powiedzenie w języku angielskim, które można przetłumaczyć jako “zabij ich uprzejmością”. W praktyce chodzi o to, aby na niestosowne zachowanie odpowiadać stanowczo – bo temat Twojej rodziny nie jest, a na pewno nie powinien być przedmiotem tego spotkania, ale przy tym bardzo grzecznie i kulturalnie. Nie chcesz być postrzegana jako osoba roszczeniowa i arogancka, prawda? Dlatego zamiast wybuchnąć z oburzeniem, kiedy pada któreś z zakazanych pytań, zachowaj zimną krew i odpowiedz uprzejmie, kulturalnie i z szacunkiem.

Przykładowe sformułowania:
“O ile dla mnie temat mojej rodziny jest zawsze zajmujący, o tyle wydaje mi się, że nie powinien być przedmiotem tego spotkania”
“Nie widzę związku między Pani/Pana pytaniem, a stanowiskiem, o którym rozmawiamy”
“Może się mylę, ale chyba powinniśmy rozmawiać o moich kwalifikacjach do pracy na stanowisku … , a nie o mojej rodzinie”.

Jest duża szansa, że taka reakcja z Twojej strony da coś do myślenia przedstawicielom tego pracodawcy.

A jeśli nie da im do myślenia? Albo gorzej, odrzucą Twoją kandydaturę, bo nie chciałaś odpowiedzieć? Pomyślą, że jednak jesteś roszczeniowa? Zastanów się, czy na pewno chciałabyś pracować w miejscu, w którym już na etapie rekrutacji spotykasz się z brakiem szacunku i dyskryminacją. Jaka jest szansa, że kiedy zaczniesz pracę podejście do Ciebie będzie lepsze? Nie łudziłabym się. Rozmowa kwalifikacyjna to niezła próbka kultury organizacyjnej, z jaką spotkasz się po zatrudnieniu.

Pamiętaj też, że nie musisz zapewniać potencjalnego pracodawcy, że posiadanie rodziny nie będzie wpływać na Twoje zaangażowanie w pracę. Spójrzmy prawdzie w oczy – przecież będzie wpływać.

Macierzyństwo a praca

Czasami to, że jesteś mamą będzie miało bardzo korzystny wpływ na Twoją pracę. Jak pokazują badania, o których możecie poczytać u Alicji (www.mataja.pl), mózg matki jest wyjątkowy. Pozwala nam w mig odczytywać, co się dzieje w głowie naszych klientów czy współpracowników, mamy wyższe niż przed ciążą umiejętności interpersonalne, jesteśmy świetnie zorganizowane i potrafimy realizować wiele zadań jednocześnie. Dodatkowo nasza motywację, by wyrobić się z pracą w 8h jest bardzo wysoka, bo chcemy jak najszybciej wracać do domu, do rodziny. Znacząco podnosi to naszą efektywność. Same plusy, prawda?

Ale nie oszukujmy się – czasem będziemy myślami zupełnie poza aktualnym miejscem pracy. Każde wyzwanie dla malucha – nowe przedszkole, wakacje z dziadkami czy zwykłe przeziębienie, to też wyzwanie dla naszej koncentracji. Nietrudno będzie przyłapać nas na zastanawianiu się, jak brzdąc się miewa i czy na pewno wszystko dobrze lub na nerwowym sprawdzaniu telefonu w obawie, że tata/babcia/niania próbuje się z nami skontaktować.

Patrząc jednak szerzej – przecież życie prywatne wpływało na to, jakie jesteśmy w pracy także zanim zostałyśmy mamami. Przecież kiedy pojawiają się jakieś trudności czy chorują nasi najbliżsi – rodzice, rodzeństwo czy przyjaciele, także się tym przejmujemy. I normalne jest, że odbija się to w jakiś sposób na pracy. To kolejny powód, dlaczego macierzyństwo nie powinno stanowić kryterium wyboru kandydata/ki. Każdy kandydat to w pierwszej kolejności człowiek – ma swój charakter, swoje wady i zalety, ale przede wszystkim określone kompetencje i kwalifikacje.

Czy mamy są gorszymi kandydatkami?

Tak postawione pytanie sugeruje, że można udzielić na nie jednoznacznej odpowiedzi. W życiu jednak (a zwłaszcza w życiu HRowca) nic nie jest takie łatwe i oczywiste. Dla mnie, jako rekruterki macierzyństwo nie stanowi kryterium oceny kandydatki, wszystko zależy od tego, jakie posiadasz kwalifikacje i kompetencje. Niestety są także pracodawcy, którzy będą Cię postrzegać gorzej i musisz mieć tego świadomość.

Baaaardzo wiele pracy mamy jeszcze do wykonania w zakresie edukowania przedsiębiorców i menedżerów, zwłaszcza w tych męskich branżach. Że macierzyństwo nie przekreśla zaangażowania pracownika, że nie jest równoznaczne z chodzeniem na ciągłe zwolnienia lekarskie. Że przecież można być mamą i świetnym ekspertem w swojej dziedzinie.

Dlatego ja ten proces edukowania zaczynam tu i teraz. Zaczynam od edukowania mam, by znały swoją wartość i swoje prawa. By znajdywały w sobie siłę i odwagę, by walczyć o pracę swoich marzeń, by nie dawały się zepchnąć na boczny tor. Bo urodzenie dziecka nie wymazuje naszych kompetencji, naszych ambicji, naszych pragnień rozwijania się zawodowo. Macierzyństwo nas zmienia, hartuje – nie mam co do tego wątpliwości. Dlatego pod pewnym względami jesteśmy jeszcze lepszymi, jeszcze atrakcyjniejszymi kandydatkami.

Mam nadzieję, że któregoś dnia obudzę się w świecie, w którym wszyscy pracodawcy zaczną to dostrzegać.

Daj mi znać w komentarzu, jeśli ten tekst był pomocny. Informacja zwrotna od Ciebie będzie dla mnie bardzo cenna, bo pomoże tworzyć treści jeszcze lepiej dopasowane do tego, czego szukasz i potrzebujesz.

5 sierpnia 2020 0 comment
4 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Wracać do starej pracy czy szukać nowej? Praca z dylematem – ćwiczenie coachingowe

by asia 28 lipca 2020

Okres przerwy macierzyńskiej to pod wieloma względami wyjątkowy czas. Uczymy się nowej roli, nowego członka rodziny, uczymy się nowego życia, a przy tym zdobywamy mnóstwo nowych kompetencji. Nic dziwnego, że wiele mam w tym czasie zaczyna rozważać możliwość zmiany. Niektóre myślą o tym, by na jakiś czas zrezygnować z pracy zawodowej, inne zastanawiają się czy powrót do dawnej pracy będzie dobrym rozwiązaniem. Jeszcze inne podejmują zdecydowane kroki, by diametralnie zmienić swoją drogę zawodową, np. poprzez przekwalifikowanie się.

Żadna z tych decyzji nie przychodzi łatwo, bo nie ma przecież łatwych i uniwersalnych rozwiązań. Zazwyczaj wybór okupiony jest wieloma nieprzespanymi nocami, dyskusjami z najbliższymi i rozważaniem wszystkich za i przeciw dla każdej z opcji. Z moich rozmów z mamami wynika, że najczęściej dylemat dotyczy dwóch dróg: wracać do starej pracy czy szukać nowej i na tych dwóch opcjach się dziś skupię.

Praca z dylematem to jeden z powszechnych tematów sesji coachingowych. Dlatego chcę Ci zaproponować ćwiczenie, które moim zdaniem pozwoli ten temat rozpracować. Jego celem jest przeprowadzenie analizy, która opcja będzie dla Ciebie i Twojej rodziny najlepsza. Jest duża szansa, że przybliży Cię to do podjęcia jakiejś decyzji.

Co będzie potrzebne?

-> około 30 minut ciszy i spokoju,
-> pusty pokój (bo ćwiczenie będzie wymagało przemieszczania się), ewentualnie miejsce na stole lub podłodze,
-> kilka kartek A4,
-> długopis / marker / mazak

Krok 1.

Zastanów się przez chwilę, co dokładnie jest Twoim dylematem. Powiedz na głos lub zapisz odpowiedzi na poniższe pytania: jakie możliwości rozważasz? Jakie są możliwe rozwiązania?

Następnie weź kartkę i napisz na niej dzisiejszą datę. To jest moment startowy, początek Twojej drogi do wyboru jednej z opcji. Na dwóch kolejnych kartkach napisz jakie widzisz możliwości, np. POWRÓT DO PRACY, ZNALEZIENIE NOWEJ PRACY (możesz też wykorzystać przygotowane przeze mnie plansze, które są do pobrania na dole strony).

Te kartki to tzw. kotwice, które pomogą Ci lepiej przeanalizować posiadane możliwości. Połóż przed sobą kartkę z datą, a gdzieś w przestrzeni, trochę dalej dwie pozostałe.

Jeśli nie jest możliwe wykorzystanie przestrzeni na podłodze, możesz rozłożyć kartki na stole. Wskazówki dla tego sposobu realizacji ćwiczenia będę pisała w nawiasach.

Krok 2.

Stań (dotknij lub połóż coś, co będzie Ciebie reprezentowało – np. figurkę, kubek) na kartce, która reprezentuje opcję A. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że podjęłaś decyzję o powrocie. Jak się z tym czujesz? Jakie są tego konsekwencje?

Wróciłaś do starej pracy. Jak tam jest? Czego doświadczasz? Jak zachowują się wobec Ciebie osoby, z którymi wcześniej pracowałaś? Jak się czujesz, realizując zadania na tym stanowisku? Jak Ci idzie łączenie pracy z macierzyństwem? Co jest pozytywnego, dobrego w tym miejscu? Jakie potrzeby zaspokajasz wracając do dawnej pracy? Jakie korzyści osiągasz?

Otwórz oczy i zapisz swoje uczucia, potrzeby i korzyści z powrotu. Możesz skorzystać z tej planszy:

Zastanów się i zapisz, jakie są plusy i minusy takiego wyboru. Co pozytywnego przyniosła Ci ta decyzja, a jakie trudności spowodowała?

Mając już wszystko zapisane, wróć do kotwicy z datą startową, wracając tym samym do dnia dzisiejszego.

Krok 3.

Przejdź teraz na kartkę z opcją B: znalezienie nowej pracy. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że zdecydowałaś się zmienić pracę. Jak się czujesz z tą decyzją? Co Ci ona przynosi?

Znalazłaś nową pracę i dołączyłaś do innej firmy, innego zespołu. Być może pracujesz na zupełnie innym stanowisku. Jak tam jest? Czego doświadczasz? Jak zachowują się wobec Ciebie nowopoznane osoby? Jaki jest Twój szef? Jak się czujesz, realizując zadania na tym stanowisku? Jak Ci idzie łączenie pracy z macierzyństwem? Co jest pozytywnego, dobrego w tym miejscu? Jakie potrzeby zaspokajasz, zmieniając pracę? Jakie korzyści osiągasz?

Otwórz oczy i zapisz swoje uczucia, potrzeby i korzyści płynące ze znalezienia nowej pracy. Możesz skorzystać z tej planszy:

Zastanów się i zapisz, jakie są plusy i minusy takiego wyboru. Co pozytywnego przyniosła Ci ta decyzja, a jakie trudności spowodowała?

Krok 4.

Wróć do daty startowej. Popatrz na zapisane przez Ciebie kartki, przeczytaj sobie na głos to, co zapisałaś. Co odkrywasz? Czego jesteś teraz świadoma? Czego tak naprawdę pragniesz? W której sytuacji czułaś się lepiej? Które potrzeby chcesz realizować w pierwszej kolejności?

Jakie widzisz części wspólne dla obu opcji? Jakie uczucia lub potrzeby powtarzają się w obu wersjach rzeczywistości? Jakie potrzeby zrealizujesz w obu przypadkach? A może jest jakaś opcja C, która pozwoliłaby Ci uzyskać jak najwięcej plusów z tych dwóch, rozważanych do tej pory możliwości? Żeby to odkryć, możesz pochodzić między kotwicami opcji A i B. Jeśli znajdziesz opcję C – zapisz na kartce, jak miałaby wyglądać i wyznacz jej miejsce w przestrzeni (na podłodze lub na stole). Stań na tej kotwicy i zastanów się – co w ten sposób odkrywasz? Co nowego sobie uświadomiłaś?

Krok 5.

Zbliżamy się do końca ćwiczenia, Wróć na kotwicę startu (z datą) i spójrz na opisane przez Ciebie możliwości. Co czujesz? Co postanawiasz zrobić z dzisiejszymi odkryciami? Od czego zaczniesz? Jaki będzie Twój pierwszy krok? Może to być nawiązanie kontaktu z ludźmi z pracy, by dowiedzieć się więcej o tym, co teraz dzieje się w firmie i oswoić obawy, a może zdecydujesz się przejrzeć aktualne oferty pracy na podobnych do Twojego stanowiskach. A może Twój pierwszy krok będzie zupełnie inny? Decyzja należy do Ciebie.

Do posumowania możesz wykorzystać tę planszę:

Słowo na zakończenie

Pamiętaj, że nie ma tutaj dobrych i złych odpowiedzi. Nikt też lepiej niż Ty sama nie będzie wiedział, która opcja jest najlepsza dla Ciebie i Twojej rodziny. Nawet jeśli dziś nie widzisz jeszcze klarownie właściwego dla siebie rozwiązania, nie martw się. Daj sobie czas. Odpowiedzi przychodzą nawet po kilku dniach, kiedy dajemy mózgowi odpocząć – on wtedy pracuje na spokojnie, aby wpaść na pomysł, który pomoże poradzić sobie z koniecznością dokonania wyboru.

Daj mi znać, jak podobało Ci się to ćwiczenie i jakiego odkrycia dokonałaś!

Materiały do pobrania:

Kotwica startowa
Opcja A – powrót
Opcja B – nowa praca
Powrót – uczucia, potrzeby, korzyści
Powrót – plusy i minusy
Nowa praca – uczucia, potrzeby, korzyści
Nowa praca – plusy i minusy
Podsumowanie

28 lipca 2020 0 comment
2 FacebookTwitterPinterestEmail
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4

ZAMÓW NEWSLETTER

ZAMÓW NEWSLETTER!

Znalazłaś ciekawe dla siebie tematy?

Koniecznie zamów mój newsletter!

Dzięki temu nie przegapisz żadnego wpisu :)

Dziękuję!

Pozostało jedynie wejść na swoją skrzynkę i potwierdzić zapis. Po tym już na pewno nic Cię nie ominie :)

.

O MNIE

O MNIE

Mama i HRka

Psycholog, coach, rekruter, doradca zawodowy, HR Business Partner i HR Manager. Wiele ról zawodowych i ta jedna prywatna, która dopełnia wszystkie - Mama.

Bądźmy w kontakcie

Facebook Instagram Linkedin Email

kategorie

  • Macierzyństwo (17)
  • Odskocznia (3)
  • Praca i rozwój (33)
  • Rozmowa kwalifikacyjna (9)

najnowsze wpisy

  • Czy przejście na słynne 7/8 etatu naprawdę ochroni Cię przed zwolnieniem z pracy?

    24 lutego 2021
  • Zainteresowania w CV – czy je wpisywać, a jeśli tak, to jak?

    23 grudnia 2020
  • Już wychodzisz? Sprawdzony sposób na “krzywe spojrzenia” w pracy

    2 grudnia 2020
  • Refleksje po powrocie do pracy – pierwsze cztery tygodnie za mną

    29 listopada 2020
  • Lęk przed powrotem do pracy – jak go oswoić?

    25 listopada 2020

@2019 - All Right Reserved. Designed and Developed by PenciDesign


Back To Top
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. dowiedz się więcej.